Na początek poinformuję wszystkich czytelników, że jeśli zamierzacie przeczytać ten wpis a nie zainteresujecie się tym, co sprowokowało mnie do tego wywodu, to niewiele zrozumiecie i Wasz Obraz będzie niepełny.
Dlatego odsyłam do bloga Sicka a dokładniej TUTAJ
Najpierw przeczytajcie jego opinie, bo moja jest miejscami sporem z jego, momentami jest jej uzupełnieniem, a czasem pozwoliłem sobie na własne, nienawiązujące do niczego przemyślenia.
Tak więc jeśli już przeczytaliście wypowiedź Rafała, to możecie czytać dalej :
Muszę się z Tobą Sicku nie zgodzić.
Nie kategorycznie, bo masz sporo racji, ale pozwolę sobie na kilka odbić piłeczką "poglądów".
Główny bohater moim zdaniem jest fantastyczną postacią, może nie jest wzorem do naśladowania, i wszystkie określenia jakich użyłeś w jego ocenie są.. słuszne i trafne. Aczkolwiek czegoś w niej brakuje. Uważam, że główny bohater jest motorem napędowym tego filmu, i dobrze że to o nim jest film. Nasze odmienne opinie pokazują, że film wcale nie jest tak bezbarwny fabularnie.
Właśnie poprzez zachowania Wikusa.
Kawał chuja z niego. Kierowały nim własne pobudki, własne cele, był tchórzliwym palantem, któremu pomogła przetrwać tylko przemiana, jednak było mi go szkoda w momencie, kiedy wszyscy ludzie się od niego odwrócili, bo stał się żywym i jedynym obiektem tego typu badań. W tym momencie byłem gotów spojrzeć na niego bardziej przychylnie.Od tego momentu mu kibicowałem. Nie zmienia to faktu, że jego zachowania, mimo egoistycznych pobudek i chęci powrotu do normalności w drodze po trupach okazały się dobre i wartościowe. Obojętnie jak, i obojętnie co nim kierowało - pomógł, a i dostało się wielu ważniakom naszego świata. Nie zapominaj, że całe MNU ( głównie zarząd, choć i cała reszta niezależnie od szczebla - od wojskowego, przez biurowca, do naukowca włącznie ) było tym, co prezentował sobą Wikus.
A sam Van de Merwe reprezentował to, co mu wpojono i czego od niego oczekiwano. Widzieliśmy, że jego wypad do Dystryktu 9 odbył się w dużej mierze po to, żeby nauczyć nowego jak się sprawy mają i co należy robić z krewetkami. Dość wybielania, chciałem pokazać, że nasz bohater przez pewien czas grał tak, jak mu kazano i w sposób, jaki od niego oczekiwano, oraz że cała reszta była bandą skończonych drani. Niestety sprawdza się maksyma, że naszym jedynym Bogiem jest pieniądz. ( lub w liczbie mnogiej - pieniądze, wybierzcie tę formę, która odpowiada Wam bardziej )
W pewnym momencie filmu ( do sceny, w której Wikus dowiedział się że przywrócenie mu człowieczeństwa zajmie Christopherowi 3 lata ) miałem nadzieję, że jednym z morałów tego filmu bedzie przyjaźń, która jest możliwa nawet międzygatunkowo, niestety zawiodłem się na tym. Zauważyłem jednak kilka innych wątków - to ludzie są tu przedstawieni jak bestie, to ludzie są obrzydliwi. Było to powiedziane od samego początku : " Wiedzieliśmy, że cały świat na nas patrzy". Tyle że pojęcie "rasizm" mi tu przeszkadza. Wolałbym "ksenofobię" albo "dyskryminację" ale ogólną, nie rasową.
Kurcze, mnie właśnie ten film skłonił do głębszych przemyśleń, właśnie w tej kwestii - co zrobiliby ludzie, oraz jak zareagowałbym ja sam, na wieść że
1. Odwiedzili nas Obcy
2. Są na naszej planecie kompletnie wyobcowani i bezbronni, a co za tym idzie - są zdani na naszą łaskę bądź niełaskę.
Długo się nad tym zastanawiałem, i chciałbym móc powiedzieć, że znalazłby się ktoś, (albo że ja sam bym się tak zachował) kto zdecydowałby się pomóc obcym w naszym świecie, tak wpłynąć na rządy i inne ważne instytucje kierujące światem, żeby pozwolić im żyć, oraz żeby zrobić wszystko żeby wspomóc ich w powrocie do domu - na zasadzie międzyplanetarnej przyjaźni. Może to zbyt naiwne, ale wierzę w ludzi. Pomijając jednak wątek pojęcia ogólnie uważanego za "Dobroć", jest jeszcze fakt, że ludzie znaleźli broń obcych, i widzieli do czego jest zdolna, i osobiście - choćby dlatego - starałbym się im pomóc, żeby nie mieć przejebane w przyszłości. Również sama końcówka skłoniła mnie ku takim przemyśleniom. "Mina" Christophera była mocno dwuznaczna, żebym przymknął na to oko.
I to wszystko mi się w filmie podoba.
Ale w swoich przemyśleniach posunąłem się trochę za daleko, i odbiegłem od tematu właściwego - czyli filmu. Moich przemyśleń w filmie niestety zabrakło.
Nie żebym miał jakieś wybitne pole do popisu w tej kwestii, ale myślę, że film znacznie by zyskał gdyby wpleść w niego to, o czym pisałem.
Podsumowując mnie linia fabularna filmu nie zawiodła, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że ja sobie strasznie dużo teorii do wielu filmów dopowiadam.
A że było kilka luk logicznych, no było całkiem sporo, ja jednak idąc na film z gatunku Sci-fi jestem otwarty na wszelkie dziury logiczne.
W filmie było było też od groma nawalanki, pif pafów ( nawet z kosmicznej broni! ) co trzymało w napięciu i radowało michę od ucha do ucha.
Nie jestem w stanie porównać Dystryktu 9 to jakiejś innej produkcji Sci-fi, bo nie widziałem jeszcze wielu filmów w tej kategorii. Mnie jednak D9 bardzo ucieszył pod wieloma względami. Krewetki ( od tego filmu inaczej będę patrzył na te, które jem ;) ) były fantastyczne. Od kilku dni zastępują nawet na moim pulpicie Panią Connelly...
Cała reszta też mi się podobała, aczkolwiek również czułem że czegoś w filmie brakuje, coś co powinno być ważne jest tylko z lekka, może nawet niedbale nakreślone, a momentami film poszedł w kierunku, którego się nie spodziewałem, nie mniej jednak ów kierunek nie przypadł mi do gustu.
Mogło być lepiej, mogło być piękniej, nie całkiem to wyszło, ja jednak jestem zadowolony i zastanawiam się po otwartym zakończeniu, czy znajdzie się miejsce na 2 część. Chciałbym, bo jak mówiłem - było całkiem dobrze, a może twórcy naprawią to i owo? Dobra, nie ma co się zapuszczać tak daleko.
poniedziałek, 9 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz