środa, 16 grudnia 2009

Prześladowca ( kruk )



[intro]

nasz chłopiec do utraty przytomności

milczy krzycząc tak dla ścisłości

bez poczucia głębszej bliskości

z powodu myślowych zawiłości

na stosie połamane kości

zabity jak pies bez litości

kruk posłaniec nieśmiertelności

leci by przekazać wiadomości

......


[biały kruk]

Człowieku ty jesteś szmatą
co ty mi tu pierdolisz
jak masz być wolny
gdy swoją duszę ku innej stronisz
mówisz że wolność swą bronisz
a jednak stale za czymś gonisz
i ciągle uciekasz
przed czym smoku uciekasz
jak każdy zagłady doczekasz..

[moje ja]

Zniszcz mnie
tylko na to czekam
zabij we mnie to co
zwano mianem człowieka
jestem samotną wyspą
zamkniętą przed światem
to co stało się ze mną
stało się też z moim bratem
moje serce winne być w skrzyni
a znajduje się w klatce
choć idę do sklepu to
wracam o pustej siatce
mózg wciąż mi wariuje
Nikt tego nie rozumie
Nikt nie umie
Nikt nie wie
boje się samego siebie
moje dłonie wstrząsem przepełnione
bo nie widzę ciebie
mam wszystko by mieć szczęście
a mnie to serdecznie jebie
przeglądam się w lustrze
przez mgłę widzę Mandriella
moje myśli to osamotniona cela
cierpienie i ból - tego się nie zapomina
kiedy non stop
gubi się znaczenie słowa „rodzina”
Ale ja twardo walczę
mam na sobie tarcze
na dzień codzienny starcza
lecz w pojedynkę długo nie powalczę..

[biały kruk]

zabijasz w sobie dusze
jebie ci się życie
ale ukazujesz że wszystko
jest w porządku
a wiem że myślisz "obym wytrzymał do piątku"
dlatego ciągle to robisz i ukazywać ci się muszę...

[moje ja]

odejdź proszę
przestań już mnie prześladować
nie potrzebuję już się chować
bo kocham gdy to uczucie zaczyna we mnie emanować
nie umiem normalnie funkcjonować
a nie będę egzystować
na bzdety nie będę czas marnować
i nie dam się temu przyporządkować
mnie nie możesz tak po prostu zaszufladkować bo
w twej szafie mogę eksplodować !!

[biały kruk]

A ta oczywista nieobecna ?

[moje ja]

Jest mi siłą mą największą
tą jedyną myślą najgorętszą
ale również mą słabością
mieszającą popiół z kością...

piątek, 4 grudnia 2009

Eminem na święta !




Wiadomość o bonusowej płycie wydawanej przez Eminema już za kilkanaście dni jest dla mnie zbyt wielką radością, żebym ten temat przemilczał ;)
Dlatego też prezentuję Wam oficjalną tracklistę i okładkę albumu.



Album "Relapse: Refill" będzie zawierał drugi dodatkowy dysk z siedmioma nowymi utworami.

1. Forever ( utwór oraz teledysk krążą od września po sieci, genialny kawałek, dlatego cieszy mnie to, że będę mógł go mieć na krążku )
2. Hell Breaks Loose
3. Buffalo Bill

4. Elevator ( kawałek promujący bonusową CDkę, możecie sobie przesłuchać na moim blogu w okienku nad BLIPem )
5. Taking My Ball ( piosenka też mniej więcej od listopada krąży po sieci, ponieważ Em zrobił ten numer do Gry DJ HERO )
6. Music Box
7. Drop The Bomb On 'Em

Kolejny studyjny album Eminem'a pt. "Relapse 2" trafi do sklepów w przyszłym roku.


"Chcę dać fanom więcej, tak jak zapowiadałem. Mam nadzieję, że zadowoli to ich oczekiwanie na Relapse 2. Razem z Dre i paroma innymi producentami takimi jak Just Blaze poszliśmy w zupełnie inną stronę, niż planowaliśmy. Nowe numery brzmieć będą całkiem inaczej, niż te, które pierwotnie miały znaleźć się na Relapse 2. Ale nie zmienia to faktu, że chce dać je ludziom." - tak całą ideę podsumował Marshall.

Płyta "Relapse: Refill" powinna ukazać się w sklepach 21 grudnia tego roku ;)
Czekam, i ostrzę uszy ;)

wtorek, 1 grudnia 2009

Opowieści miejskie



Z domu wychodzę i idę na przystanek
Znowu w busie czeka mnie mnóstwo niespodzianek
Zajeżdza niskopodłogowy -
wchodzę i staję obok stadka koleżanek
Kiedy kierowca rusza -
kończy się międzyprzystankowe zamieszanie
i zaczyna się gadanie :
-Wiesz - Igor ostatnio zostawił Anię
-Co za palant - należałoby mu się lanie
-No to ty - facet zasłużył na lepsze traktowanie
-Ja bym mu zapewniła to, czego nie dadzą mu inne panie
i tak dalej tego typu sranie w banie…
Odchodzę dalej bo wkurza mnie takie rozmawianie
Choć jeszcze bardziej drażni mnie ciągłe miejsc zmienianie
Tyłem nie - więc siadają przodem
Daleko od drzwi bo przy otwieraniu wieje chłodem
I koniecznie na jednoosobowym
Bo jeszcze się kurwa czymś zarażą od tego typka
Siedzącego na dwuosobowym…


Od początku do końca trasy aż kipi od błazeństwa
Jeżdżąca puszka tłoku szpanu i pozerstwa
Pełno gadulstwa gapiostwa i frajerstwa
Kompletna mieszanka od burżujstwa do menelstwa
To właśnie komunikacja miejska -
Najlepszym pryzmatem społeczeństwa


Przechodzę na tył autobusu
Mijam ładną pannę czytającą „W głębi lasu”
Zaraz za nią skłóconą parę siedzącą ze sobą jakby z przymusu
Obok jakieś dwa żule i aż czuć że przesadzili z ilością spirytusu
Za nimi jakiś facet wyzywający babkę wyglądającą jak po retuszu
Rząd dalej facet bujający głową ze słuchawkami wystającymi z uszu
Dalej już tylko wrogo patrzące mohery
Aż się rzygać chce - jeśli mam być szczery..
Siadam w ostatnim - z lekka pustym rzędzie
I już wiem że jestem w błędzie i co za chwilę będzie
Bo zbliża się przystanek - wsiadają ludzie
A obok mnie siada para lekomanek
Z lekka przyćpane gadają o ostatnich wyczynach z użyciem kajdanek
I o planach gry w przebraniu Egipcjanek
Osz kurwa - trafił mi się mix narkomanek nimfomanek
Nie ma to jak pozytywny poranek…


Od początku do końca trasy aż kipi od błazeństwa
Jeżdżąca puszka tłoku szpanu i pozerstwa
Pełno gadulstwa gapiostwa i frajerstwa
Kompletna mieszanka od burżujstwa do menelstwa
To właśnie komunikacja miejska -
Najlepszym pryzmatem społeczeństwa


Pół godziny już minęło
Kilka osób kichnęło i kaszlnęło
Kilka innych osób wrogo na nich łypnęło
Wszyscy źli że w tym busie utknęli
Ale zaciskając zęby w swoją stronę brnęli
Ktoś kogoś nadepnął ten tego odepchnął
Nikt jeszcze się nie uśmiechnął
Babka zapytała o trasę facet przytaknął
Zaraz potem jej plecak rozsunął
I portfel zapierniczył grubszą forsę odliczył
I na miejsce dyskretnie odłożył
Przy drzwiach tłum się stłoczył
Kierowca drzwi otworzył i
delikwent szybko z busa wyskoczył
kierowca drzwi zamknął i ujawniły się kanary
w tym momencie nie jeden zrobił się białoszary
skończyły się darmowe czary
jakieś dwie gówniary udawały że omdlały
lecz kanary się nie na stary numer nie nabrały
dziewczynki drżały i płakały o litość błagały
że niby drobnych nie miały i że na następnym wysiadały
te i inne teksty nic nie dały kanary karę wypisały
ów panienki się za darmową przewózkę doigrały…


Od początku do końca trasy aż kipi od błazeństwa
Jeżdżąca puszka tłoku szpanu i pozerstwa
Pełno gadulstwa gapiostwa i frajerstwa
Kompletna mieszanka od burżujstwa do menelstwa
To właśnie komunikacja miejska -
Najlepszym pryzmatem społeczeństwa


Bus już dojeżdża do pętli
A ja znowu nasłuchałem się bzdur i bredni
Jakie ludzie pletli
Kanary gapowiczy wymietli
Przyjdzie mi jeszcze tym busem wracać
Więc żeby nie dopłacać muszę kupić bilety
Miesięczny już mi się skończył - niestety
Ciekawe jakie usłyszę bzdety
I jakie będą Mapety w drodze do mieszkania..

------------------------------

Pomysł na tekst narzuciła mi Emma
za co wielkie dzięki
przez Ciebie znowu miałem powód
by wziąć długopis do swej ręki

Mam nadzieje że mniej więcej o to Ci chodziło ;)

środa, 25 listopada 2009

Falkon 09


Przygoda z Falkonem 09 rozpoczęła się dla mnie w piątek weekendu falkonowego o 5 nad ranem, kiedy to załadowany torbą pełną podstawowych rzeczy na te 3 dni, wsiadłem w pusty tramwaj i obserwowałem Katowice z perspektywy wczesnego poranka, kiedy to miasto dopiero zaczynało się budzić do życia. Zajechałem na dworzec główny, kupiłem bilet i w drogę do Bydgoszczy, gdzie miałem się spotkać z Mandem i stamtąd już razem podróż do Lublina. Większość drogi do Bydgoszczy przespałem, dlatego miałem wrażenie, że cała trasa trwała 2,5 godziny. Będąc na miejscu, chwilkę poczekałem na zjawienie się Manda i w końcu pojechaliśmy na Falkon. W pociągu zdążyliśmy się miło wczuć i nastroić na dobry weekend za sprawą ciekawych rozmów na tematy przeróżne, oraz starych dobrych %. W Lublinie byliśmy późnym wieczorem, z mapą w rękach szukaliśmy odpowiedniego przystanku PKS, żeby móc dojechać na teren konwentu. Przy okazji natknęliśmy się na śmieszy dla nas akcent pewnego młodziana, który za dużo wypił, i był za bardzo waleczny, więc jakiś trzeźwy facet naklepał mu tu i ówdzie. Kiedy dojechaliśmy do WYSPY zrobiliśmy krótkie rozeznanie - „gdzie co jest” i - bez wymaganej wiedzy o darmowym autobusie - wybraliśmy się na pieszą wycieczkę do szkoły z noclegiem. Zmęczeni podróżą i ciężkimi bagażami liczyliśmy na szybkie zameldowanie w szkole i zasłużony odpoczynek na jakiejś sali, niestety nasze oczekiwania dość szybko zweryfikowali ochroniarze stojący na korytarzu Herbertowskiej szkoły. No Inwigilacja była. Kontrola osobista, kontrola toreb i.. konfiskata. Mando coś tam próbował wywalczyć na dworze, ale ochroniarz był mocno dociekliwy. Na szczęście okazał się też człowiekiem, i mogliśmy napić się piwka na placu zabaw przed szkołą. Tak nam zleciał jakiś czas - znowu na ciekawych rozmowach w sumie o wszystkim. Wróciliśmy do szkoły z zamiarem położenia się w jakiejś sali, lecz i tu pojawił się problem, bo sale były albo pełne, albo tam gdzie jeszcze znalazłyby się miejsca - wszyscy spali w ciemnościach. Dlatego też położyliśmy się na korytarzu, co tak na dobrą sprawę okazało się dobrym posunięciem, bo rano nie mieliśmy pobudki w smrodzie ani żadnych innych niespodzianek.



Rano okazało się że nie ma do dyspozycji gości pryszniców, jedynie umywalki. Poradziliśmy sobie jednak. Toć duzi z nas chłopcy. Po ogólnym ogarnięciu się i przejrzeniu programu falkonu zapytaliśmy ochronę o jakiś transport i na nasze szczęście zdążyliśmy na autobus. Tym sposobem przechodzimy do spraw czysto konwentowych. Ludzka ciekawość zaprowadziła nas na każde piętro, przejrzeliśmy większość wystaw, zastanawialiśmy się w końcu nad jakąś prelekcją, ale z braku takowej interesującej postanowiliśmy się jakoś posilić. O 11:00 wybraliśmy się na prelekcję Jakuba Ćwieka : „Przepraszam najmocniej, ale wgryzł mi się pan w nogę, czyli cała prawda o kanibalizmie”. Aula była wypełniona po brzegi, a prelekcja prowadzona była na zasadzie kontaktu ze słuchaczami, co uważam za dobre i sprytne posunięcie, bo śmiechu było sporo, a praktycznie wszyscy uważali. Sam temat potraktowany luźno, z jajem. Słusznie, bo na makabrę przyszedł czas później, podczas prelekcji Rafała Orkana Ale po kolei.

Rano, tuż przed prelekcją o kanibalizmie spotkaliśmy się z Patrycją i Kubą Ćwiekiem, co dla mnie było pierwszym takim spotkaniem, bo z tego co wiem, Mando miał już kilka (naście?) spotkań z Jakubem. Spodobało mi się to, że facet jest tak na dobrą sprawę bardziej fanem niż pisarzem. Praktycznie cała sobota przeleciała nam właśnie w gronie Patrycji i Kuby, co dla mnie zaowocowało zapisaniem się do Śląskiego Klubu Fantastyki, oraz dobrą znajomością z Patrycją i Kubą, aczkolwiek z Jakubem jak dotąd trochę mniej, bo chłopak ostatnio często w rozjazdach jest. Poza wyżej wspomnianymi osobami spotkaliśmy się z Zimkiem - użytkownikiem naszego forum ( GWKC ), tu z kolei było trochę odwrotnie, bo z Zimkiem ja zdążyłem się już dość dobrze poznać wcześniej, a dla Manda była to nowa znajomość. Przy okazji pozdrawiam Zimka ;) W międzyczasie przewinęło się jeszcze kilka osób w naszym gronie. Szkoda, że Zimek w niedzielę nie mógł dołączyć do księgarni Solaris na wspólne zdjęcie.


Kurde, znowu skaczę po wydarzeniach.

Po prelekcji Ćwieka na bodajże dwie godziny odpuściliśmy sobie jakiekolwiek prelekcje i konkursy, wybraliśmy się na poszukiwanie jakiegoś napoju chłodzącego ( z marnym skutkiem ), i coś zjeść ( z dobrym skutkiem ). W międzyczasie zaopatrzyłem się w dwie książki i koszulkę z motywem z Dystryktu 9. O 14 rozpoczął się „Konkurs z wiedzy o horrorze”, prowadzony przez Roberta Lipskiego, tego Lipskiego co kilka książek Stephena Kinga przetłumaczył. Konkurs odbył się w miłej, przyjacielskiej wręcz atmosferze. Podzieliliśmy się na pięć drużyn, i nasza wygrała zdecydowanie, nie mniej jednak przez pierwsze sześć rund szliśmy łeb w łeb z konkurencyjną drużyną. Co prawda wygraliśmy drużynowo, ale bez wiedzy Manda i Kuby na pewno byśmy tego nie dokonali. Także szacuneczek panowie, reszcie pozostaje nadrabiać ;) Po konkursie Patrycja, Zimek i ja poszliśmy na prelekcję Rafała Orkana „Ludzie-słonie, czyli rzecz o prawdziwych mutantach”. Prowadzący to spoko facet, ale czuć było że jest zestresowany podczas prowadzenia prelekcji, mi jednak taki sposób prowadzenia absolutnie odpowiadał i nie przeszkadzało mi to, że były momenty ciszy lub zaglądania do „ściągi”. Zapewne miałbym tak samo. Sama prelekcja poruszała temat przeróżnych mutacji w ludzkim ciele. Temat jest mi bliski, bo sam się tym dość mocno interesowałem swojego czasu, więc Rafał zaskoczył mnie tylko kilkoma zdjęciami i chorobami. W każdym razie - wachlarz schorzeń był olbrzymi - od człowieka słonia, przez ludzi drzewa, krabowatość kończyn, guzy, dodatkowe kończyny, bliźnięta syjamskie, po martwe płody, i płód arlekina. Wielu ludzi odpuszczało sobie po kilku schorzeniach, jednak Ci, którzy zostali, to ludzie, do których została skierowana ów prelekcja. Nie chodzi o to, że mamy jakiegoś schiza na punkcie cierpienia innych, bo nikt nie odważył się tam z czegoś śmiać ( choć wisielczy humor był ), ale po prostu staramy się otworzyć na ów mutacje i zdobyć w tym zakresie jakąś wiedzę. Kuba został na jakimś konkursie a Mando z doskoku to pojawiał się, to znikał z prelekcji o mutantach.

O 17.30 odbył się „Konkurs wiedzy o Harrym Potterze”. Wiedza prowadzącego była naprawdę porażająca, widać że chłopak tym żyje i ma z tego frajdę. Nie zdziwiłbym się, gdyby był prowadzącym jakiejś strony internetowej o HP. Sala była pełna, chętnych mnóstwo, wiedza tych chętnych zróżnicowana, tak jak i pytania, bo były takie, że człowiek lał ze śmiechu np. „czym zajmowali się rodzice Hermiony” i, tak dla kontrastu „ jaki przedmiot można było odrzucić po pierwszym roku nauki” gdzie odpowiedź znajdowała się w jednym zdaniu w jednym z rozdziałów w jednej z książek. Naszej drużynie udało się przejść kwalifikacje, i kilka kolejnych etapów, by finalnie rozłożyć się na wyżej wypisanym pytaniu w półfinale. Duże brawa dla Zimka, bo w tym konkursie przodował i kilka razy rzutem na taśmę znajdował w swoim magazynie pamięci prawidłową odpowiedź. Podczas tego konkursu zaobserwować można było, jak mocno i poważnie niektóre drużyny podchodzą do tematu - agresja aż wylewała się z sali, podobnie jak wzajemne pretensje i walka o każdy punkt.



Po 20.00 razem z Patrycją, Kubą, i kilkoma osobami z ŚKFu wybraliśmy się do centrum ( jakże ładnego nocą ) Lublina na porządne jedzenie. Za namowami Pati poszliśmy do Jesz Burgera, co było dla mnie taką mikro podróżą kulinarną ;) Lokal stylizowany na mocno amerykański, mnóstwo plakatów i motywów z amerykańskich filmów, miejsc itd. Do tego okraszony autoreklamą np. na plakacie z Popey’em napis na puszce szpinaku „ I LOVE JESZ BURGER” - sympatycznie. Jak nazwa lokalu wskazuje - specjalnością są burgery. Wszyscy zgodnie kupili jakiegoś burgera. Wszyscy byli zadowoleni. Ja również, bo burger znacznie różnił się od tego, co serwują nam w McDonaldach, czy budach przy dworcach. Smaczne, i treściwe. Do tego frytki z pikantnym sosem ( hura! Był naprawdę pikantny ) i piwko. Plus rozmowy. Czego chcieć więcej?


Po posiłku wróciliśmy na konwent celem ostatniego tego dnia konkursu : „W klatce” - prowadzonego przez Michała Oracza - twórcę gry planszowej Neuroshima HEX. Konkurs był fantastyczny, sam pomysł świetny - należało odgadnąć jaki to film za pomocą danej klatki z danego filmu. Każdy film podzielony na 5 poziomów trudności, punktacja w zależności od momentu odgadnięcia od 5 punktów w dół. Podzieliliśmy się na 3 grupy, a wiedza niektórych z nas ( ponownie Mando i Ćwiek, plus jeszcze jeden kolega ) porażająca. Ponownie powiem, że reszta powinna nadrabiać - w tym i ja. Konkurs zakończył się… remisem 94 : 94, a trzecia drużyna odpuściła sobie rywalizację po 3 rundzie. Zabawa była przednia, i aż żal że taki konkurs nie był odpowiednio rozreklamowany i nie został przeprowadzony na dużej sali z rzutnikiem.

Zabawa zakończyła się trzydzieści minut po północy, i razem z Mandem rzutem na taśmę zdążyliśmy na autobus do noclegowni. Na miejscu - oczywiście nadrobienie suchego dnia, i rozmów ciąg dalszy przy piwku do 4 nad ranem. W niedzielę rano obudziłem się w nie ciekawym stanie, ogólnie zmęczony, i przybity tym piwem, więc przez pół dnia byłem konkretnie rozbebłany. Mando chyba też nie czuł się najlepiej, bo tak jak sporo gadaliśmy w piątek i sobotę, tak w niedzielę raczej milczeliśmy. Co w sumie nie przeszkadzało. Konwentowa niedziela była słaba, ale jak to mówią stali bywalcy - to naturalna kolej rzeczy.

O 10.00 zajechaliśmy na miejsce, zjedliśmy coś, pobłąkaliśmy się po WYSPIE po czym o 11.00 wybraliśmy się na prelekcję/spotkanie autorskie ze Stefanem Dardą. Całkiem przyjemnie było. Pan Darda wydał mi się mocno stremowany, a momentami nasunęły mi się skojarzenia z fragmentem 1408 kiedy to na wieczór autorski z Enslinem przyszła garstka osób, a sam pisarz był zażenowany całym wydarzeniem. W wypadku Pana Dardy zastanawiałem się czy też się nie czuje podobnie. Szkoda, ale może przyjdzie czas, że i na Dardę zjawi się cała sala. Bądź co bądź jest to debiutujący pisarz. Przy okazji znalazło się kilka Kingowych akcentów, co nas - Kingowców strasznie ucieszyło. Od Darka Kocurka i rozmów jak doszło do ich współpracy, po pytania o Kinga oraz stwierdzenie że „gdybym znalazł się na bezludnej wyspie zabrałbym ze sobą książkę Stephena Kinga”. Mam nadzieję, na audiobook debiutanckiej powieści Dardy, jeśli takowy wyjdzie na pewno kupię. Potem wybraliśmy się na spotkanie autorskie Kuby Ćwieka w księgarni Solaris, gdzie chwilę pogadaliśmy, Kuba podpisał mi książki ( w tym Ciemność Płonie, na którą polowałem już od dłuższego czasu ).

O 13.00 pożegnaliśmy się z wszystkimi, wymieniliśmy się numerami z kilkoma osobami i pojechaliśmy w drogę powrotną. Na dworcu w Lublinie okazało się, że nie mam żadnego dogodnego połączenia do Katowic, ale po kilku rozmowach z kasjerką doszliśmy do porozumienia i pojechałem razem z Mandem do Warszawy, gdzie na Centralnym się pożegnaliśmy i życzyliśmy sobie dalszej przyjemnej podróży oraz rychłego spotkania na sylwestra. Mi przyszło spędzić w stolicy ponad 4 godziny, dlatego też odpowiednio wcześniej skontaktowałem się z moją dobrą przyjaciółką Olką, i po 15 minutach oczekiwania na dworcu podjechała po mnie i wyruszyliśmy najpierw na kawę na Nowy Świat gdzie troszkę pogadaliśmy, a potem wraz ze znajomymi Olki pojechaliśmy do Hokus Pokus na kilka jakże przyjemnych rozrywek ;) Ogólnie rzecz biorąc Ola i jej ekipa powitała mnie ponownie w Warszawie najlepiej jak mogła, za co z tego miejsca wielkie dzięki, bo było genialnie. Pozdrowienia dla Valdesa i reszty ;) Do następnego razu, może tym razem znowu w Częstochowie? O 21:00 odwieźli mnie na dworzec, skąd pojechałem już prosto do Katowic międzynarodowym pociągiem, więc obyło się bez zatrzymywania wszędzie gdzie popadnie. Przed Katowicami były tylko 2 przystanki, z czego jeden w Sosnowcu, także podróż była szybka. Około 1 w nocy byłem już w mieszkaniu.


Podsumowując, Falkon 2009 był dla mnie wspaniałym przeżyciem, pierwszym tego typu spotkaniem fanowskim na taką skalę, i już wiem, że wybiorę się na inne bez chwili zastanowienia, a tych, którzy się wahają informuję, że nie warto się zastanawiać, odkładać kasę na podróż ( jeśli mieszkacie gdzieś dalej ) bo dla tych 3 dni w zupełnie innym świecie warto wydać każde pieniądze.



Moja Galeria zdjęć

Galeria zdjęć Manda

Moje filmiki z F09


Pomijając samo wydarzenie, spędziłem czas w bardzo zacnym gronie zacnych ludzi, pogłębiłem swoją znajomość z Mandem i Zimkiem, co bardzo cieszy, oraz wytworzyły się dla mnie nowe znajomości, dzięki czemu Katowice stały się dla mnie jeszcze bardziej magicznym miastem, i z dnia na dzień poznaję coraz to nowe ciekawe i fajne osoby, co bardzo cieszy. Także dzięki Pati, Kuba ;)

Następnym tego typu ciekawym wydarzeniem, ( z tym że czysto towarzyskim ) będzie XVI Zjazd Klubu Miłośników Grozy w Bytowie, na który zapraszam niezdecydowanych.

Miejsca jeszcze są ;)


wtorek, 17 listopada 2009

Wyniki Sondy oraz wynikające z niej konsekwencje

Cześć Wam ;)

Jakiś miesiąc temu postanowiłem zrobić sondę, żeby wyjść na przeciw swoim nielicznym, aczkolwiek wiernym czytelnikom. W ów sondzie dałem Wam do wyboru kilka propozycji z mojej strony, i wyniki mówią same za siebie :

Czego powinno być więcej na tym blogu :

Rymów
8 (44%)
Recenzji filmów
1 (5%)
Recenzji książek
0 (0%)
Rezenzji muzyki
1 (5%)
Przemyśleń
7 (38%)
Różności
1 (5%)
Innych rzeczy
0 (0%)

W głosowaniu wzięło udział 18 osób, z czego zakładam 8-10 to stali bywalcy. Reszta zapewne z doskoku, albo zareagowała na moje opisy na gg. ( Oczywiście mogę się mylić, i zdecydowana 17 odwiedza czarne pióro dość często, aczkolwiek ogranicza się do czytania, w takim wypadku przepraszam tych, w których nie wierzę )

Moja wesoła twórczość wygrała z moimi przemyśleniami, ale dość niezdecydowanie, bo 1 głosem.
Pozostałe 3 głosy poszły na recenzje filmów, muzyki oraz różności.
Nie pozostaje mi nic innego jak zrealizować Wasze prośby, zakasać rękawy, wysilić mózgownicę, i się nie opierniczać pisarsko, co mi się nagminnie zdarza. Ostatnimi czasy piszę jak już mnie nałóg pisania zaczyna podgryzać od środka, w taki sposób, że jak niczego nie napiszę, to chodzę zły i rozdrażniony..
Muszę się usystematyzować.
Może też ta sonda miała temu służyć, choć przyznam że jej wynik mnie zaskoczył, w dodatku bardzo pozytywnie, bo myślałem że ludzie mają dość mojej pisaniny i plucia wersami. Jak widać nie, co motywuje. Dzięki.

Myślałem też, że wielu z Was opowie się za recenzjami, czy tworami recenzjo - podobnymi, a tu na drugim miejscu przemyślenia ;) Fajnie, ciekawie.
Zastanawiam się tylko co w tych przemyśleniach zawrzeć ?
Prywatne rozmyślania, kontynuację swojej "Podróży kulinarnej", czy też jeszcze coś innego ? Może sami coś zaproponujecie w komentarzach. Pożyjemy - zobaczymy.

No dobra, w takim razie czekajcie na następny rym ;)
Jednak wcześniej napiszę relację z Falkonu 09 co wpisze się w kategorię : Przemyślenia

Pozdrawiam i dzięki za głosowanie ;)

poniedziałek, 9 listopada 2009

Dystrykt 9

Na początek poinformuję wszystkich czytelników, że jeśli zamierzacie przeczytać ten wpis a nie zainteresujecie się tym, co sprowokowało mnie do tego wywodu, to niewiele zrozumiecie i Wasz Obraz będzie niepełny.
Dlatego odsyłam do bloga Sicka a dokładniej TUTAJ

Najpierw przeczytajcie jego opinie, bo moja jest miejscami sporem z jego, momentami jest jej uzupełnieniem, a czasem pozwoliłem sobie na własne, nienawiązujące do niczego przemyślenia.
Tak więc jeśli już przeczytaliście wypowiedź Rafała, to możecie czytać dalej :


Muszę się z Tobą Sicku nie zgodzić.
Nie kategorycznie, bo masz sporo racji, ale pozwolę sobie na kilka odbić piłeczką "poglądów".
Główny bohater moim zdaniem jest fantastyczną postacią, może nie jest wzorem do naśladowania, i wszystkie określenia jakich użyłeś w jego ocenie są.. słuszne i trafne. Aczkolwiek czegoś w niej brakuje. Uważam, że główny bohater jest motorem napędowym tego filmu, i dobrze że to o nim jest film. Nasze odmienne opinie pokazują, że film wcale nie jest tak bezbarwny fabularnie.
Właśnie poprzez zachowania Wikusa.
Kawał chuja z niego. Kierowały nim własne pobudki, własne cele, był tchórzliwym palantem, któremu pomogła przetrwać tylko przemiana, jednak było mi go szkoda w momencie, kiedy wszyscy ludzie się od niego odwrócili, bo stał się żywym i jedynym obiektem tego typu badań. W tym momencie byłem gotów spojrzeć na niego bardziej przychylnie.Od tego momentu mu kibicowałem. Nie zmienia to faktu, że jego zachowania, mimo egoistycznych pobudek i chęci powrotu do normalności w drodze po trupach okazały się dobre i wartościowe. Obojętnie jak, i obojętnie co nim kierowało - pomógł, a i dostało się wielu ważniakom naszego świata. Nie zapominaj, że całe MNU ( głównie zarząd, choć i cała reszta niezależnie od szczebla - od wojskowego, przez biurowca, do naukowca włącznie ) było tym, co prezentował sobą Wikus.
A sam Van de Merwe reprezentował to, co mu wpojono i czego od niego oczekiwano. Widzieliśmy, że jego wypad do Dystryktu 9 odbył się w dużej mierze po to, żeby nauczyć nowego jak się sprawy mają i co należy robić z krewetkami. Dość wybielania, chciałem pokazać, że nasz bohater przez pewien czas grał tak, jak mu kazano i w sposób, jaki od niego oczekiwano, oraz że cała reszta była bandą skończonych drani. Niestety sprawdza się maksyma, że naszym jedynym Bogiem jest pieniądz. ( lub w liczbie mnogiej - pieniądze, wybierzcie tę formę, która odpowiada Wam bardziej )


W pewnym momencie filmu ( do sceny, w której Wikus dowiedział się że przywrócenie mu człowieczeństwa zajmie Christopherowi 3 lata ) miałem nadzieję, że jednym z morałów tego filmu bedzie przyjaźń, która jest możliwa nawet międzygatunkowo, niestety zawiodłem się na tym. Zauważyłem jednak kilka innych wątków - to ludzie są tu przedstawieni jak bestie, to ludzie są obrzydliwi. Było to powiedziane od samego początku : " Wiedzieliśmy, że cały świat na nas patrzy". Tyle że pojęcie "rasizm" mi tu przeszkadza. Wolałbym "ksenofobię" albo "dyskryminację" ale ogólną, nie rasową.
Kurcze, mnie właśnie ten film skłonił do głębszych przemyśleń, właśnie w tej kwestii - co zrobiliby ludzie, oraz jak zareagowałbym ja sam, na wieść że
1. Odwiedzili nas Obcy
2. Są na naszej planecie kompletnie wyobcowani i bezbronni, a co za tym idzie - są zdani na naszą łaskę bądź niełaskę.
Długo się nad tym zastanawiałem, i chciałbym móc powiedzieć, że znalazłby się ktoś, (albo że ja sam bym się tak zachował) kto zdecydowałby się pomóc obcym w naszym świecie, tak wpłynąć na rządy i inne ważne instytucje kierujące światem, żeby pozwolić im żyć, oraz żeby zrobić wszystko żeby wspomóc ich w powrocie do domu - na zasadzie międzyplanetarnej przyjaźni. Może to zbyt naiwne, ale wierzę w ludzi. Pomijając jednak wątek pojęcia ogólnie uważanego za "Dobroć", jest jeszcze fakt, że ludzie znaleźli broń obcych, i widzieli do czego jest zdolna, i osobiście - choćby dlatego - starałbym się im pomóc, żeby nie mieć przejebane w przyszłości. Również sama końcówka skłoniła mnie ku takim przemyśleniom. "Mina" Christophera była mocno dwuznaczna, żebym przymknął na to oko.
I to wszystko mi się w filmie podoba.




Ale w swoich przemyśleniach posunąłem się trochę za daleko, i odbiegłem od tematu właściwego - czyli filmu. Moich przemyśleń w filmie niestety zabrakło.
Nie żebym miał jakieś wybitne pole do popisu w tej kwestii, ale myślę, że film znacznie by zyskał gdyby wpleść w niego to, o czym pisałem.
Podsumowując mnie linia fabularna filmu nie zawiodła, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że ja sobie strasznie dużo teorii do wielu filmów dopowiadam.
A że było kilka luk logicznych, no było całkiem sporo, ja jednak idąc na film z gatunku Sci-fi jestem otwarty na wszelkie dziury logiczne.


W filmie było było też od groma nawalanki, pif pafów ( nawet z kosmicznej broni! ) co trzymało w napięciu i radowało michę od ucha do ucha.
Nie jestem w stanie porównać Dystryktu 9 to jakiejś innej produkcji Sci-fi, bo nie widziałem jeszcze wielu filmów w tej kategorii. Mnie jednak D9 bardzo ucieszył pod wieloma względami. Krewetki ( od tego filmu inaczej będę patrzył na te, które jem ;) ) były fantastyczne. Od kilku dni zastępują nawet na moim pulpicie Panią Connelly...
Cała reszta też mi się podobała, aczkolwiek również czułem że czegoś w filmie brakuje, coś co powinno być ważne jest tylko z lekka, może nawet niedbale nakreślone, a momentami film poszedł w kierunku, którego się nie spodziewałem, nie mniej jednak ów kierunek nie przypadł mi do gustu.
Mogło być lepiej, mogło być piękniej, nie całkiem to wyszło, ja jednak jestem zadowolony i zastanawiam się po otwartym zakończeniu, czy znajdzie się miejsce na 2 część. Chciałbym, bo jak mówiłem - było całkiem dobrze, a może twórcy naprawią to i owo? Dobra, nie ma co się zapuszczać tak daleko.

wtorek, 3 listopada 2009

Mizantrop ( mój wizerunek )


Na sam początek
Siądę i poruszę wątek
Że jestem jak od normy wyjątek
Mam dość sztucznych dziewczątek
Żadna taka nie dostanie ode mnie dziesiątek
Skończyłem ze zbieraniem pamiątek
Zagotował się we mnie wrzątek
Ta złość we mnie wzbierała
I miarka się przebrała

Tym sposobem wstęp stał się zbędny..

Jestem bezwzględny
W słowny arsenał uzbrojony
Jak mnie wkurwisz
będziesz na pół pokrojony
Dość mam otaczających mnie
niewolników mamony
Robią świństwa w pogoni po miliony
Ja wolę być sobą a
W ich oczach ten „popierdolony”
Nie obchodzi mnie kto przy kim jest
I kto jak mnie widzi
Mogę was wkurwiać jak Hitlera Żydzi
I sram na to , czy was to brzydzi..
M D R L – ekipie dam szacunek
W gardło wleję trunek
Ciętych ripost mam cały pakunek
Zapełni mnie złość – wybuchnie – i
Będziemy mieli do wyrównania rachunek
Mój wizerunek – 20 letni koleś,
Szerokie spodnie, blond włosy, oko niebieskie
i mam do popisu pole
Jak chwytam za długopis i kartkę papieru
To staję się demonem wypluwającym
Wszystkie myśli moje i
pierdole oburzenie Twoje.
Jestem inny, lecz inny nie będę..


M D R L – Dzieło Zniszczenia
dość już bredzenia czas wyjść z cienia
Kolejny raz trzeba wyrównać poziom ciśnienia
Słowne i fizyczne ćwiczenia
Dla ciągłego samodoskonalenia
Swoje życie zaczynam doceniać
Nie mnie to oceniać
Ale zaczynam na lepsze się zmieniać
Skończyłem na drobne się rozmieniać
I na cały świat się wpieniać
Jak mi nie pasuje
To nie dyskutuje
Długo nie szacuję
Tylko idę w swoją stronę
Bit w słuchawkach i moje zmysły ukojone
Omijam akcje popieprzone
Bo moje życie przeze mnie jest rzeźbione
I choć drogi od śmieci są upstrzone
a rzeczy są porzucone
Niedbale tak rzucone
To w tym syfie nie utonę
Jeszcze się spełni to co mam wyśnione
I choć dziś serce skulone i przetrącone
A myśli wkurwione i szalone
To będę robił swoje
Póki ducha nie wyzionę..

Pora na posłowie..

Na koniec jeszcze powiem
że jestem szumowin wrogiem
Rap mym nałogiem
Jestem drugim w Polsce Smokiem
i obserwuje was swoim wewnętrznym okiem..
Jestem wierny sobie i słucham serca
które , choć zamknięte
To nie jest przeklęte..

poniedziałek, 26 października 2009

V




Teraz sam
o siebie dbam
Pan V Pan cham
w tym stanie trwam
przez życie gnam
w tą grę wciąż gram
bagaż doświadczeń pcham
i wiem że radę dam
bo siebie znam
wszak dusza ma 21 gram...


Dość mam już błądzenia
chcę wrócić na ścieżkę promienia
najwyższy czas wściekłości obudzenia
To moja droga do odrodzenia
Nie spotkałem Boga - nie było objawienia
Basta - potrzeba mi odkażenia tego gówna
i choć droga będzie trudna
nieustannej walce będzie się to równać
I mogę skonać, ale nie będę się uginać
Nie próbuj mi docinać bo mojej
presji możesz nie wytrzymać
Lubię przeklinać
lubię też słowa zręcznie ze sobą pospinać
Nie zamierzam nic wycinać
jako sentymentalista lubię stare czasy powspominać
ale nie mogę zapominać
że moja rzeczywistość lubi się naginać
zdarza mi się zapominać ale
to co sobie chwalę
to fakt że nie mówię ospale
przy całym tym twórczym zapale
staram się nie mówić o samym banale
rzucam swe zdrowie na szale
ale to dobrze - nie jestem ideałem
pół życia za popierdolonymi dziwkami latałem
bo samotności się za bardzo bałem
aż strach uwierzyć że tylko dlatego
w tym gównie się babrałem
Mam nadzieję, że w temacie dojrzałem
tyle razy już tęgą nauczkę dostałem
ja jednak na to oczy przymykałem i
nadzieję miałem
że tym razem prawdziwą miłość spotkałem
BUM
Zjebałem
kilkunastu nocy nie przespałem
i w końcu zrozumiałem...


wszak dusza ma 21 gram...
wiem że radę dam
bo siebie znam
bagaż doświadczeń pcham
w tą grę wciąż gram
przez życie gnam
w tym stanie trwam
o siebie dbam
teraz sam
Pan V Pan cham..

wtorek, 20 października 2009

Julie i Julia




Jakiś czas temu byłem na tym w kinie. Do dziś mam mieszane uczucia. Ciężko mi zaszufladkować ten film do jakiejś kategorii, bo jeśli ma to być komedia, to jest trochę za mało śmieszna, jeśli dramat, to za mało smutny i przejmujący. Najbliżej będzie mu do filmu biograficznego okraszonego sporą dawką dobrej kuchni. Także do miłośników jedzenia wydaje mi się, że film powinien trafić. Powinien, bo sam nim jestem, a tak nie do końca trafił
Fabuła opowiada równolegle historie 2 różnych od siebie kobiet, ich małżonków, oraz całej otoczki codzienności, z którą każdy dzień w dzień się użera. Tytułowa Julie Powell ( grana przez Amy Adams ) to kobieta bodajże po 30, wypalona swoim życiem zarówno zawodowym jak i rozrywkowym, niespełniona pisarka, i ogólnie osoba, która nie potrafi żadnego pomysłu doprowadzić do końca, bo na słomianym zapale się kończy. Postanawia poświęcić rok życia na zrobienie około 600 przepisów w 365 dni. Oczywiście Julie ma swoje kulinarne guru - Julię Child i jej książkę kucharską, powstałą w latach 60 XX wieku.
( zapomniałem dodać, że historia Julii Powell dzieje się w 2003 roku, a Julii Child od 1947 do czasu, kiedy dostała propozycję na własny program w telewizji czyli jakoś 1963 )
Od postanowienia do czynów tym razem przyszło naszej Julii Powell szybko - mąż pomógł jej założyć bloga, w którym będzie dzień w dzień opisywać swoje kulinarne przygody z książką i przepisami Julii Child. Nie obędzie się bez niewypałów, przelanych łez, rozczarowań, kłótni z tracącym cierpliwość ( choć w tym filmie jakże w dobrym świetle przedstawionym ) mężem itd.
Przejdźmy do Julii Child - spotykamy ją pierwszy raz w powojennym Paryżu, jako dojrzałą kobietę, która nie ma dzieci i nie bardzo wie na co ma wypełnić swój wolny czas, podczas gdy jej mąż pracuje. I tak, od kursu do kursu w końcu trafia na swoje powołanie - gotowanie. Wątki kulinarne przeplatają się z życiowymi wzlotami oraz upadkami, śledzimy poczynania Julii Child ( w tej roli doskonała Meryl Streep ) aż do momentu, kiedy dostaje ona propozycję na własny program telewizyjny w USA. Podobały mi się w filmie rolę mężów głównych bohaterek. Byli bardzo pozytywnie przedstawieni, może nawet delikatnie przejaskrawieni, ale jeśli nawet, to dla facetów będzie to miły akcent ( a może wyznacznik jak powinno się zachowywać względem kobiet ? ) Bardziej podobał mi się Stanley Tucci w roli Paula Childa aniżeli Chris Messina jako Eric Powell, ale i tak z całej tej czwórki głównych bohaterów wypadają oni lepiej w moich oczach od tytułowej Julii Powell. Nie mam nic do aktorki, zrobiła swoje, ale postać jakaś taka blada.


Moim zdaniem w filmie czegoś zabrakło, nie wiem, może ów brak, to po prostu za słabo zarysowani bohaterowie, co prawda czułem się związany z 2 postaciami, ale jakoś nie potrafiłem kibicować tytułowej Julii Powell. Może to kwestia reżyserki? Nie wiem. Gdyby było więcej Julii Child a mniej Julii Powell myślę, że byłoby lepiej. Fajne były wszelkie wstawki kulinarne i w tym filmie jest to na plus, muzyka - ani nie przeszkadzała ani jakoś specjalnie się nie wybijała z ekranu. Nie mniej jednak film podobał mi się, i mogę go polecić jeśli nie macie akurat nic innego do roboty i lubicie kuchnię.
Reszty nie ruszy.

wtorek, 13 października 2009

Wódka gotowa ;)




Ogłaszam wszem i wobec, że wódka jest gotowa.
Mniam... Całe 4 litry i 300 ml.
( zastanawiam się za ile to zniknie... _)
Do końca października kupię nowe śliwki, co by wyprodukować następną partię ;)
Znając moich znajomych, może zabraknąć mi do sylwestra :D


środa, 7 października 2009

Chili




Jestem lubię czuję chili
nie żałuję żadnej chwili
dla wszystkich tych którzy byli mili
mam przyjazny gest
dla tych co rogi przyprawili i tych co drwili
wystawiony środkowy palec jest
weź zdaj na życie test
pierdol atesty wspieraj protesty
jeśli masz poukładane w głowie
to na bank jesteś w dobrej formie
jeśli nie to zadaj sobie
pytanie co po tobie pozostanie
i co za parę lat zastaniesz

To takie ostre
gdy od życia dostajesz ciętą ripostę
To takie proste
kiedy do gówna podchodzisz z dystansem
w życiu zaowocuje Ci to awansem

Weź wsłuchaj się w ten głos
zrób coś kiedy jesteś od przepaści o włos
frajerów przeznacz na stos
daj im prztyczka w nos i twórz własny sos

Nienawidzę pojebów którzy poglądy swe zmieniają
najpierw wyszydzają potem coś wychwalają
jak chorągiewki na wietrze
ja takich ludzi pieprze
to co robię jest znacznie lepsze
w temacie dodam jeszcze :
nie porównuj życia do tego co masz w telewizorze
defensorze to nie są barwy szczęścia
tu nikt Ci nie pomoże
skończ siedzieć w tym fetorze
i choć sceneria jak w horrorze
to poglądów swych nie zmieniaj
broń swego hardo stój przy tym twardo
na drobne się nie rozmieniaj

To takie ostre
gdy od życia dostajesz ciętą ripostę
To takie proste
kiedy do gówna podchodzisz z dystansem
w życiu zaowocuje Ci to awansem

Weź wsłuchaj się w ten głos
zrób coś kiedy jesteś od przepaści o włos
frajerów przeznacz na stos
daj im prztyczka w nos i twórz własny sos

Jak coś robisz - no to rób to
choć dostaniesz za to brutto
choć serce z nerwów się kołota
to nie pozwól sobie na życiowego gniota
i weź się człowieku nie miotaj
Wykalkuluj nerwy anuluj zachowanie ureguluj
tym co robią słusznie pogratuluj
myśl na chłodno miej swą godność
idź przed siebie a tym co swoje życie skurwili
pozwól żeby łzawili
nie marnuj żadnej cennej chwili
na koniec powtórzę : czuję lubię jestem chili

poniedziałek, 5 października 2009

Coś tu zgrzyta..

Jak chcesz wielbić Boga skoro nie umiesz czytać
Po co chcesz pomocy skoro nie umiesz o nią zapytać
Czy słońce znowu zaświta
jeśli nie będzie nikogo kto je przywita
Jak masz do czegoś dojść jeśli mówią o tobie "bandyta"
Czemu twoja psychika ma nie być zryta
skoro ostatnia dobra część ciebie została zabita
Jak znaleźć siebie skoro każda droga wydaje się mgliście rozmyta
Jak masz coś powiedzieć skoro nikt cię nie słucha
wszystko krąży od ucha do ucha
a twój głos wydaje się być jak stara trzeszcząca płyta
Jak wina ma zostać zmyta skoro
doskonale wiem że prawda jest niewyżyta
Jak się nie wkurwiać skoro płachta na byka została odkryta -
chwyta byka za rogi
byk jest dziś złowrogi
połamię ci obie nogi
dobra, schodzę z tonu bo to nie twoje progi
poza tym zwierzyna już syta
a ten kto pyta
to osoba co najmniej nieobyta...
Płachta została zakryta
Prawda zostanie ukryta
Żaden ze mnie erudyta -
to po prostu cierpliwość i siła głęboko skryta
Moja następna wizyta
pominie sprawy zapomniane przez emeryta
rozgniotę tego życiowego pasożyta
poszukam swego faworyta i ta
moja broń biedy im napyta
kto to czyta wie że nie należy się pchać do koryta
a kto mówi że nie robi
a robi
to o czym mówił że nie zrobi
to zwykły hipokryta.

niedziela, 27 września 2009

Czy Stephen King zmienił moje życie ?

Czy Stephen King zmienił moje życie?

To krótkie pytanie, zawierające w sobie dużą siłę, oraz olbrzymie pole do wypowiedzi.
Oczywiście, że tak.

Bez wahania mogę powiedzieć, że mnie ukształtował (i nadal to robi), wykreował pewne poglądy, nauczył wielu rzeczy, był i jest jednym z moich najlepszych przewodników, odpowiednikiem opiekuna turysty. Zabrał mnie w wiele miejsc, ciągnie mnie za rękę ku Mrocznej Wieży, a do tej pory ukazał mi czym może być miłość, ludzkie cierpienie, które przecież otacza nas codziennie, i niejednokrotnie udowadnia mi, że ka jest jak koło...

Ale pomówmy o mnie.
Przygodę z Kingiem rozpocząłem książką Rose Madder, która całkowicie mną wstrząsnęła, bo była dość blisko związana z moją życiową sytuacją, i miłością. Powiem tylko tyle, że byłem takim odpowiednikiem Billa. A kobieta, z którą byłem - Rose.
Już ta książka mnie czegoś nauczyła - kochać bezinteresownie, i pomagać, jeśli widzimy, że w czyimś życiu źle się dzieje. Jakiś czas później dosłownie popłynąłem kingowo. Do grudnia 2008 roku przeczytałem 19 książek Króla, każda była niewątpliwą przyjemnością i w jakimś sensie mądrością.
Książki czytane wtedy przeze mnie bardzo pomagały mi w życiu, bo w tym czasie działo się w moim życiu bardzo źle (rodzice się rozeszli, ale gorsze były następstwa i ich dalsze zachowanie), mogę powiedzieć, że pozwoliły mi nabrać dystansu, cierpliwości, siły. Bardzo się z tego cieszę.


Od stycznia podróżuję w świecie Mrocznej Wieży.


Dzięki Kingowi wstąpiłem w szeregi polskiego forum fanów grozy (Groza w każdym calu), poznałem jak dotąd kilkanaście świetnych osób, mam nadzieję zawrzeć jakieś większe przyjaźnie, ( z niektórymi z Was wszystko idzie w dobrym kierunku ). I dzięki sympatii do tego pisarza jestem tu, gdzie jestem.

Oczywiście nie mogę pominąć 15 Zjazdu w Karpaczu. To był duży punkt zwrotny w moim życiu, następstwa tego spotkania mocno zakręciły moim życiem, a wielkie koło zwane inaczej KA mocno po mnie przejechało. Do dziś się z tego zbieram, i pewnie potrwa to jeszcze trochę, ale z dnia na dzień zmieniam swoje nastawienie, planuję nowe rzeczy i czekam na to, co mi przyniesie życie. Nie jestem już na pewno tak zagubiony, i tak zaślepiony jak byłem. Roland mnie tego uczył, wbijając mi tą wiedzę do podświadomości, i dopiero teraz wypłynęło to do świadomości. (jeśli jest się zbyt blisko kogoś, to jest się zaślepionym. nie widzi się wielu wyraźnych rzeczy.)
Myślę, że nie ma podziału na dobre, czy też złe zmiany, one po prostu są, a dopiero następstwa tych zmian pokazują nam, czy coś wyszło nam na dobre, czy złe. Ja wierzę, że ów zmiana przyniesie dobre następstwa.

Jak mówi pewne przysłowie : " Każdy przecież koniec, to też początek, a księga zdarzeń jest zawsze otwarta w połowie.. "



Tak więc i poprzez zjazd fanów King zmienił moje życie. Absolutnie tego nie żałuję, i nie mam do nikogo żalu, jak niektórzy mogliby pomyśleć.
Nie.
Tak miało być.
Powiem tylko tyle : Ka...


Podsumowując, Stephen King i jego powieści mocno ukształtowały mój charakter, podejście do życia i wielu spraw. I nauczyły paru istotnych rzeczy. Zmieniło się też moje dotychczasowe życie przez tego autora, i cieszę się.
Król jest obecny w moim życiu każdego dnia.
Wiem że przede mną długa podróż związana z tym człowiekiem i jego dziełami, zapewne jeszcze nie raz King będzie miał jakiś udział w moim życiu.

czwartek, 24 września 2009

PIERWSZA PODRÓŻ KULINARNA




Jak to zwykle bywa, kiedy w życiu człowieka coś się kończy, to coś innego się zaczyna.
Nareszcie odwiedziłem Wrocław. Nosiłem się z tym zamiarem przeszło od listopada, i prawie po roku zjawiłem się w tym mieście. Głównym powodem było spotkanie z moim dobrym przyjacielem studiującym we Wrocławiu - Rafałem.
Oczywiście było też kilka innych motywów.
Jednym z nich była chęć na pewnego rodzaju podróż kulinarną, zainspirowaną programem mojego ulubionego znawcy kuchni - Anthony’ego Bourdaina.
Ale po kolei.
Zachęcony komfortowym przejazdem z Wrocławia do Katowic sprzed kilku tygodni pociągiem Inter Regio i tym razem postawiłem na ten rodzaj transportu. Jak się okazało, na tyle pechowo, że całą trasę przesiedziałem… na podłodze między przedziałami, bo liczba miejsc siedzących równała się zeru. Sama podróż - mimo iż strasznie niewygodna - minęła mi szybko, a to za sprawą Piątej Mrocznej Wieży.
Po prawie trzech godzinach - zmęczony, ale pozytywnie nastawiony - wysiadłem na Dworcu Głównym, gdzie czekał na mnie Rafał.
Zrobiliśmy sobie rundkę na rynek. Przyznam, że architektura centrum miasta zrobiła na mnie spore wrażenie.
Dotychczas miałem Wrocław za dość napuszone miasto, przekonałem się jednak, że byłem w błędzie. Jest to żyjące swoim rytmem miasto, bardzo żywe, ale na pewno nie zwariowane, jak choćby nie lubiana przeze mnie stolica, gdzie wyścig szczurów aż uszami wychodzi. Mieszkańcy są życzliwi, pozytywnie nastawieni, co daje się odczuć. Nie doświadczyłem we Wrocławiu żadnego chamstwa, czy też frajerstwa.
Jako gość nie mogłem się rządzić, ale byłem porządnie głodny i chciałem porządnie zjeść. Po paru minutach padł pomysł, żeby zjeść w Rodeo Drive American Bar & Grill - knajpie specjalizującej się w kuchni amerykańskiej.
Właśnie czegoś takiego potrzebowałem - porządnego kawałka mięsa, tłustego sosu, ziemniaków i kilku litrów napoju.
Długą chwilę zastanawialiśmy się, co wybrać, ponieważ lista dobrych rzeczy była zbyt długa i różnorodna, a nasze żołądki zbyt małe na kilkudaniowe uczty. Zastanawiałem się czy zjeść coś cięższego, jak wieprzowina, delikatnie, czyli rybkę, czy po mojemu - coś drobiowego.
Zamówiłem grillowaną pierś z kurczaka, przekładaną plastrami boczku, okrytą żółtym serem i podlaną nieziemskim sosem barbecue. Do tego zapiekane ziemniaki i sałatka Coleslaw. Wiem, że brzmi znajomo, ale uwierzcie - Coleslaw w Rodeo Drive to odpowiednik Audi A8, a Coleslaw z tej znanej sieciówki to starawy Polonez. Do picia Pepsi z dolewką.
Na realizacje zamówienia trzeba było trochę poczekać, dlatego w międzyczasie dostaliśmy - w ramach bonusu - świeże pieczywo i własnej roboty masło czosnkowe. Jak się okazało - genialna dla podniebienia przystawka. Rozmowa dobrze się kleiła, a dodatkowym bonusem były liczne ładne wrocławianki, które przechodziły nam tuż koło nosów, jako że siedzieliśmy w ogródku. Kilka kromek pieczywa, oraz kilka szklanek Pepsi dalej, nadszedł czas na długo oczekiwany finał. Podane danie zachwyciło okazałością, a jego smak - hmm… poezja jedzenia. Dla takich momentów warto żyć. Połączenie mięsa i wszystkich składników wywołało niepohamowany głód, i pożądanie dla tego dania. Podczas gdy my rozkoszowaliśmy się jedzeniem obsługujący nas kelner robił wszystko, żeby nas zadowolić - często podchodził, pytał czy wszystko ok., czy czegoś nam nie trzeba, kilka razy zażartował - takich facetów z takim podejściem powinno być w gastronomii znacznie więcej. Aż biła od niego radość z wykonywanej roboty, oraz uwielbienie do miejsca, w którym pracuje. Jego osoba była dla mnie kolejnym bardzo miłym akcentem tej kulinarnej wycieczki. Po tak udanym początku w tym mieście miałem ochotę na znacznie więcej, ale z racji mojego krótkiego pobytu wiele nie spróbowałem. Wiem jednak, że do Wrocławia wrócę, chętnie próbując czegoś nowego. W informatorze miejskim, który przejrzałem była ciekawa reklama dotycząca jakiegoś dużego kulinarnego targowiska we Wrocławiu. Wszystko pięknie, godziny otwarcia oraz dni tygodnia w jakich ów targ funkcjonuje były, ale ktoś ładnie mówiąc spieprzył reklamę i nie podał adresu. Rafał niestety nie był zorientowany gdzie to może być. Tym sposobem ominęła mnie bardzo ciekawa sprawa pod względem kulinarnym, ale będę o tym pamiętać i jak tylko tam wrócę, to zamierzam to miejsce znaleźć i zwiedzić. Jak uczy Anthony - z reguły w każdym wielkim mieście są tego rodzaju targowiska kulinarne, które poza sprzedażą ziół, przypraw, składników, i tym podobnych rzeczy znane są z tego, że można tam znaleźć sporo knajpeczek z dwoma stolikami na krzyż, albo nawet bez, które robią genialne żarcie, do tego, często smak ów potraw znacznie przewyższa pięciogwiazdkowe restauracje. Dlatego tak żałuję, ale co nie dziś - to kiedyś.
Wreszcie, najedzeni i opici poszliśmy pograć w bilard. Niby nic specjalnego, bo w każdym mieście są kluby bilardowe, ale było naprawdę w porządku. Grę zaczęliśmy jak dwie kaleki, potem nieźle się rozkręcając, żeby na końcu kaleczyć gorzej niż na początku. W międzyczasie swoje się pośmialiśmy, nie obyło się też bez starych, dobrych schizów. A naszą grę skwitowaliśmy banalnym, acz mądrym stwierdzeniem, że z życiem jest tak samo - człowiek rodzi się kaleką, potem żyje pełną parą, tylko po to, żeby jak kaleka skończyć. Ot życie ;)
Kolejnym punktem programu była propozycja odwiedzenia Spiżu - lokalu specjalizującego się z piwie. Cały czas ta nazwa coś mi mówiła, nie mogłem tylko skojarzyć - co. Dziś zajrzałem na stronę internetową i wiem, że przecież Spiż to największy klub w Katowicach, w dodatku również sprzedający spiżowe piwo. Dobrze wiedzieć, ponieważ po tym co spróbowałem, zupełnie inaczej podchodzę do pojęcia „piwo”. Moim zdaniem do spiżowego piwa żadne inne się nie równa. Przepaść dzieli browary rozprowadzające swoje piwo w butelkach a to „spiżowe”. Aż dziw, że musiałem jechać do Wrocławia, żeby się przekonać o smaku prawdziwego piwa, a mam to pod nosem. W każdym razie zjawiliśmy się tam około 21, i żeby znaleźć miejsca, było piekielnie trudno, i już zwątpiliśmy, kiedy na nasze - lub moje - szczęście zwolnił się cały stolik, w dodatku tuż przy ladzie i ładnych paniach wydających browar. W Spiżu produkuje się i sprzedaje 6 rodzajów piwa :
- jasne
- jasne mocne
- ciemne
- karmelowe
- miodowe
- przeniczne
Postawiłem sobie za cel spróbować każde, i byłbym to zrobił, gdyby nie fakt, że gdzieś tak około północy zabrakło piwa karmelowego. Odpuściłem sobie tylko mocne piwo, gdyż nie chciałem być wynoszony za nogi, znam swoje możliwości, a nie znałem procentowości owych piwowarskich rozkoszy. Na pierwszy ogień poszły 2 piwa - ciemne, i miodowe. Duże oczywiście. Nie przepadam za ciemnym piwem, dlatego byłem bardzo sceptycznie nastawiony, jednak już pierwszy łyk ukazał mi jak malutki jestem względem piwnych znajomości - po prostu nie wiedziałem gdzie jest dobry ciemny browar. Smak tego piwa nie trudno będzie opisać - bardzo wyraziste, głębokie, osiadające na kubkach smakowych piwo, delikatnie goryczkowe, aczkolwiek wspaniale wyważone w smaku. Poezja. Szczerze ? Nie mogłem się oderwać od kufla. Po chwili przyszedł czas na miodowe. To piwo zdecydowanie jasne, słodkawe, ale tylko trochę. Pijąc to piwo zastanawiałem się ile ktoś dołożył starań, żeby nie przesadzić z miodem, ale żeby dodać tyle, żeby klient wyczuł zdecydowaną nutę tego słodkiego nektaru. Bardzo dobre, zapadające w pamięć.
W przerwie między kolejnymi podejściami do piwnego raju skontaktowałem się z forumowo- zjazdowym kolegą - Sebastianem - Pennym, pełnoprawnym mieszkańcem Wrocławia. Spotkaliśmy się około 22 i przesiedzieliśmy we trójkę do przeszło 1.30. Cośmy się naśmiali to nasze, ale był też poważniejszy akcent. Ot, męskie pogaduchy. Oczywiście, kiedy spotkali się fani Stephena Kinga, nie obyło się bez kilkunastu minut rozmów na temat kilku książek Króla. Bałem się, że Rafał kompletnie się nie odnajdzie w rozmowie, ale moje obawy szybko się rozwiały. Wkręcił się w kingowe rozmowy dość dobrze. Wstępnie umówiliśmy się też z Pennym na ewentualne kolejne spotkanie we Wrocławiu, albo na sylwestra w Bytowie, gdzie odbędzie się 16 już zjazd Klubu Miłośników Grozy. W międzyczasie oczywiście towarzyszyło nam piwo. Spróbowaliśmy pszeniczne. Tutaj pojawiło się pierwsze ale, bo trunek niezbyt nam zasmakował. Bardzo specyficzne piwo, mocno kwaśne, aż miało się wrażenie, że Spiż po prostu nie nadążał z produkcją i stąd kwaskowatość. Mi jednak wydaje się, że to chyba natura takiego browaru. Jako ciekawostka rzecz warta uwagi i zaznaczenia, ale pić tego nie mógłbym. Na koniec dorzuciłem sobie jeszcze duże jasne, i ponownie czułem się dopieszczony. Moim zdaniem czołówka w polskich piwach. Na 4 piwa, którymi się raczyłem każde mnie czegoś nauczyło, i każde przeniosło mnie w inne piwne miejsce. Bardzo się cieszyłem zarówno z towarzystwa, jak i z doznań smakowych. Grubo po pierwszej delikatnie dano nam znak, że czas się zwijać, ponieważ spiżowy ogródek zaczął się zwijać. Poszliśmy więc w stronę swoich mieszkań, jak się okazało sporą część drogi szliśmy w tym samym kierunku, dlatego trochę jeszcze pogadaliśmy. Około 2 w nocy w końcu zawitaliśmy w mieszkaniu. Byliśmy wykończeni, ale ja w tym wszystkim bardzo zadowolony z tak owocnej kulinarnej podróży. Mimo, iż tak jak mówiłem, na dobrą sprawę byłem tylko w dwóch miejscach, to dzień ten obfitował w podniebieniowe rozkosze, i była to zdecydowanie pierwsza klasa kulinarni. Mam nadzieję na dalsze Wrocławskie epizody, ale chciałbym też odwiedzać inne polskie miasta, i próbować jedzenia.
A teraz, pójdę coś zjeść.

poniedziałek, 21 września 2009

Wódka śliwkowa z miodem


Jest to wódka, którą w mojej rodzinie przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Mojemu ojcu przepis dał jego dziadek ( bo ojciec nie zdążył, zginął w wypadku nim mój ojciec skończył 13 lat ) a mnie - mój tata. I tak się to toczy.
Jest to wódka słodka, przyjemna w piciu, dobrze wchodzi, choć mocna - 45-50 %. Zaletą produkcji tego napitku jest to, że robi się ją bardzo szybko - około 12 dni.
Przepis umieszczam na prośbę kilku forumowiczów ze strony stephenking.pl




SKŁADNIKI :
3 KG ŚLIWEK
2 KG CUKRU
1L SPIRYTUSU ( 2 butelki 0.5 )
0.7L WÓDKI
200 ML WODY
5 ŁYŻEK STOŁOWYCH MIODU
5-8 BUTELEK DO WÓDKI
LEJEK
SITKO
SŁOIK 5L + GARNEK
JAŁOWA GAZA (EWENTUALNIE)

----------------------------

śliwki pokroić na ćwiartki. Pestki wyrzucić. Wrzucić do 5l słoika. Zasypać cukrem. Pozostawić na 10 dni w ciepłe miejsce, w tym czasie mieszać codziennie rano i wieczorem. Po 10 dniach przygotować duży garnek, kupić alkohol, przygotować czyste butelki. Przelać przez sito sok do garnka, dolać 0.5l spirytusu, oraz 4 łyżki miodu. Całość wymieszać. Dolać ( cały czas przez sito, tak żeby pozostałe w sitku owoce dały z siebie 100 % )0.7l wódki, potem szklankę wody. Całość ponownie wymieszać. Spróbować dla smaku. Jeśli potrzeba - dodać łyżkę lub dwie miodu. Wymieszać.
Słoik po soku śliwkowym umyć, potem wlać do słoja 0.25l spirytusu. Śliwkową wódkę powstałą w garnku zalać w proporcji 50:50 do słoja. Pozostałą w garnku wódkę zalać resztą spirytusu. Całość przelać do słoja. Pozostawić na 24h. Następnego dnia wódkę przelać do butelek. Można przelać przez jałową gazę, jeśli nie chce się mieć tylu cząstek owoców w wódce.
Na zdrowie!

wtorek, 8 września 2009

Piękny umysł

Co zrobilibyście , gdyby okazało się
że całe wasze życie i wszystko w nim zawarte
nie byłoby nawet kłamstwem , ale nigdy się nie wydarzyło... ?

[I]

Widzi krew na swych kolanach
przed nim armia niepokonana
zakapturzony mnich mówi :
"misja wykonana"
Zniszczyli go.. jego dusza już złamana...
Mistrz niszczenia psychicznie
dziś zniszczony psychicznie
Jest tylko cieniem samego siebie
w głowie mu się jebie
w 3 minuty po pogrzebie
rozłożone jego ciało
ptactwo pod ziemią rozdziobało
jak to się stało ?
Raperskiego pisma piękny umysł
zjedzony przez anonimowe rozumy
wokół pełno pychy i dumy
zmieciony na czysty popiół
przez te szepty zbity z tropu
w jego umysł wbity topór
lecz on wciąż stawia opór
i po co to wszystko ?
on to tylko Boże igrzysko
ścierwo
z podkulonym ogonem marne psisko
pistolet , taboret i róży kolec
żyletka , tabletka i voo-doo marionetka
Możliwości cała masa
koszmar znów powraca
W nocy Miasto Marzeń i ogromy
pięknych zdarzeń , choć w objęciach brata śmierci
W dzień Miasto Koszmar , i krew
mrok , cienie i jeszcze coś tam..
i koszmar znów powraca..
Staje się Sawyerem , choć nie
chce być oszustem , złodziejem i pozerem
nie chce być też bohaterem , ale
zwykłym człowiekiem
z umysłem jasnym i czystym...
Nie błaga o pomoc , bo tu nikt
nie pomoże , lecz zaszkodzi
on dobrze wie co po jego głowie chodzi..
W tym czynie nikt mu nie przeszkodzi
zrobić coś dla świata?
Zniknąć, przestać płakać
Nigdy więcej nie dać sobą pomiatać
Nie pozwolić serca poharatać
Od dziś kobietą mogę tylko pomiatać…

środa, 15 lipca 2009

Długość stanu przytomności...

Kolejny tekst w tym zeszycie
Kolejny raz tematem życie
Tym razem wyrażę się mniej przyzwoicie
Ale wiem że i tak mi na to pozwolicie


Co dzień wstaję, z życiem sobie radę daje
Tak mi się oczywiście tylko wydaje
Bo dzień w dzień jakiegoś kopa organizmowi dodaję
To wezmę tabletkę, to zapalę faję,
I tak w kwi mi wszystko zostaje…
Pseudoefedryna to pochodna efedryny
Efedryna to pochodna amfetaminy
Nie kupisz jej w aptece, jeśli idziesz po witaminy
Bez recepty nie wydajemy
Ale jeśli wiemy gdzie ją znajdziemy
To na przykład taki Sudafed bierzemy
Tam 60mg mamy
przy większej dawce odpływamy
a jak się przyzwyczajamy
to na Cirrus się przerzucamy
gdzie 120mg pseudoefedryny spotykamy
i mamy już słabe omamy
uwaga !
naprawdę można polubić takie umysłowe stany
jeśli umysł jest przegrzany
chcemy jakiejś zmiany
bądź po prostu lubisz być przyćpany
lub masz katar dla odmiany
to serdecznie zapraszamy


Kolejny tekst w tym zeszycie
Kolejny raz tematem życie
Tym razem wyrażę się mniej przyzwoicie
Ale wiem że i tak mi na to pozwolicie


Uzależnić od tego świństwa można się bardzo szybko
Łykasz tabletkę i po chwili jesteś już rybką
Czujesz lekką zgagę, masz z miejsca większą odwagę
Trzęsiesz się na nogach, świat Ci wiruje
Myślisz by usiąść, lecz jak siedzisz mózg Ci wariuje
Wszystko dziwnymi barwami maluje
Czujesz jak każda żyła pulsuje
Doskonale wiesz, że nic Cię nie zdołuje
Chwila później mięśnie są rozluźnione
Głupie i złe myśli są przegonione
A twoje reakcje znacznie przytłumione
Jeśli przeholujesz z dawką
będziesz widzieć rzeczy różne
włącznie z latającą ławką
i nie będziesz wiedzieć czy to rzeczy ważne
czy straszne,
poważne czy śmieszne
Chwila potem
pomieszczenie w którym jesteś robi się duszne
a występujące nudności są typowo brzuszne
chciałbyś wrócić do normy
ale w Twoim organizmie szaleją sztormy
tańczą kolorowe uniformy
w tej chwili masz gdzieś poparcie dla Platformy
chcesz wstać albo spać
niech ten zespół przestanie wreszcie grać
kurwa mać


Kolejny tekst w tym zeszycie
Kolejny raz tematem życie
Tym razem wyrażę się mniej przyzwoicie
Ale wiem że i tak mi na to pozwolicie


Jesteś gdzieś daleko
Czujesz się kaleką
Nie możesz się zebrać
Chciałbyś dobry stan wyżebrać
Wiesz że nie masz się już na baczności
Zaczynasz czuć się źle z powodu samotności
W zupełności nie masz już do niczego pewności
W swej skromności powiem żeś kurwa głupi do skrajności
Kończy się długość stanu przytomności
Na tym kończą się wszelkie przyjemności
Czekają Cię sny pełne mroczności i potworności…

poniedziałek, 25 maja 2009

Skrajność ( wena II )

Trudno w ryzach się utrzymać
ciężko z samym sobą mi wytrzymać
mężczyzna nie może tylko wygrywać
żeby nauczyć się życia musisz przegrywać
żeby móc potem smakiem sukcesu się rozkoszować
trzeba życia trochę skosztować
żeby potem się nie zagotować
musisz się przygotować
że nie wszystko możesz ugotować
bo możesz spowodować
że będziesz potem żałować
nikt nie chce jak Syzyf pracować
bo każdy chce z życia brać garściami
co będzie z nami
z naszymi planami
jeśli ka* jak wicher przyjdzie ze zmianami
nie będzie szans się przeciwstawić
będzie wyjście :
przyjąć ka* - bądź się zabić
mogę sprawić by śmierć spławić
a w tym celu muszę tworzyć
słowa na papierze zmrozić
i swój podpis złożyć.
Trochę zapomniałem jakie to przyjemne
do mojego stawu wchodzić
zarzucać wędkę i słowo łowić
wiem że jestem stworzony żeby to robić
i będę - tak długo jak będę chodzić.
------------------------------------
ka* - inaczej przeznaczenie. Nazwa ta jest stosowana w sadze "Mroczna Wieża", autorstwa Stephena Kinga.

poniedziałek, 11 maja 2009

Tonę (płonę)












Znów jestem sam
zawieszony między marzeniami
a codziennymi sprawami
przygwożdżony zadaniami
zbyt zmęczony z życiem zmaganiami
wpatrzony w internetowy ekran
czytający obrazami
obrazujący słowem
uderzam się wciąż w głowę
chciałbym upiększyć swoją mowę
móc powiedzieć rzeczy nowe
chciałbym ominąć przeszkodę
wyrządzającą zbyt dużą szkodę
ale to tak jakbym z deszczu
wpadł po uszy w wodę

tonę, płonę
utonę, spłonę
i tak co dzień - aż ducha wyzionę

piątek, 10 kwietnia 2009

EMINEM - WE MADE YOU

Bosko !
Em powrócił w wielkim stylu ! Jego teledysk, jak zwykle to jedna wielka szydera, i za to też gościa uwielbiam, bo nie boi się wszelkich przebieranek, kontrowersji, komentarzy, żeby przekazać, co myśli - bomba !
Tym razem sowicie dostało się : Britney Spears , Amy Winehouse, Jessice Simpson, Jessice Albie, Kim Kardashian, Lindsey Lohan, Sarze Palin ( ta ostatnia to kandydatka na wiceprezydenta USA w poprzednich wyborach - startowała z okręgu Alaski :P). Na razie tylu osób się doszukałem. Oczywiście leci też szydera do zamiłowania amerykan "Star Trekiem" , "Transformersami" , reality shows rodem z MTV. Nie zabrakło miejsca na wyśmianie samego siebie.
Całość wypada po prostu przednio, można się uśmiać. Choć przyznam, że liczyłem na pojazd po innych "gwiazdeczkach" pokroju Rihanny bądź tych masowych coverowców, no ale może next time, next song.
OK, teledysk omówiłem, czas na sam utwór - raj dla ucha, niezły zabieg z tą panienką śpiewającą refren, kawałek zajebiście wypromuje płytę, ale oby mniej takich zabiegów, bo chce więcej Shady'ego.
Tekst jest mocny, cieszy dawny dystans do samego siebie i świata. Widać i słychać, że Em jest w świetnej formie i przywróci porządek i ład w amerykańskim rapie. Bo Akon, nagrywający z wszystkimi, to już męczy. Timberlake też. Poza tym , jak tu nie mówić o różnicy poziomu... Em a Justin ? Ha ha ha ( no comment).
Flow, jaki zapodaje Shady jest arcydziełem, minie trochę czasu zanim wyłapię poszczególne słowa z tej nawinki, tak więc nie prędko nauczę się tej piosenki, bo co tu dużo mówić - jest piekielnie szybka. Czuć tu stare czasy z "Marshall Mathers LP".
Ogólnie rzecz ujmując - jestem zajebiście usatysfakcjonowany zarówno z teledysku, bitu, no i oczywiście z nawinki Marshalla.
Zapowiada się dobry rok.




Dobre, prawda? Shady ! 2020 ! haha..

czwartek, 2 kwietnia 2009

King is back... back again !


Tak, tak,
i nie mówię tu o Stephenie Kingu, ale o Marshallu Mathersie III, znanym bliżej jako Eminem.
Długo zwlekałem z podaniem tej nowiny na światło mojego bloga, ponieważ Shady ciągle przekładał termin płytki "Relapse". Najpierw miała ukazać się w listopadzie, czyli niedługo po premierze jego autobiografii "The Way I am", która w Polsce jeszcze się nie ukazała. W międzyczasie ukazał się teledysk 50 Centa z piosenką "Get up", gdzie na końcu teledysku widać jak Fifty trafia do starego labolatorium, w którym stoją w kapsułach Em, Dre, i G-unit, co dawało znak, że niegługo nasąpi reanimacja porządnego rapu. Potem miał być na święta, potem początek stycznia, luty ble ble ble, i tak, finalnie, po kilku wywiadach, znakomitym freestylu z przełomu listopada i grudnia emitowanym w radiu Shade 45 pod tytułem "I'm having a relapse", nie do końca zmasterowanym kawałku z Dre i 50 Centem "Crack a bottle", który nie mniej jednak wyciekł do internetu i osiągnął rekordową liczbę ściągnięc (420 tyś. ), przyszedł czas, że Em powiedział jasno co i kiedy. Mianowicie :
Relapse ukaże się 19 maja 2009 roku, nic mi nie wiadomo o zawartości, ile kawałków będzie na płycie, ale znając poprzednie dokonania Pana Shady'ego nie będzie to mniej niż 20 numerów.
Singiel promujący całą płytę ma wyjść w świat 7 kwietnia, czyli w przyszły wtorek (!), prawdopodobnie będzie zatytułowany "We made it", ale to nic pewnego.
Kolejnym, pięknym i cudownym bonusem jest to, że Em zapowiedział, że tak się nakręcił na pisanie, rymowanie i nagrywanie, że wyszło znacznie więcej niż... 40 utworów, dlatego też, zapowiedział i w radiu Shade45 i na konferencji prasowej (bodajże w Californii), że pod koniec 2009 roku wyjdzie płytka o roboczym tytule "Relapse 2", choć pewnie to się zmieni.
Oj długo kazał na siebie czekać, długo, ale jakże warto było przeczekać, i pozwolić mu na wielki Come back!
Welcome back, Shady !

czwartek, 19 marca 2009

Mrok ( martwi ludzie )



Kolejny krok
krok prosto w mrok
wyostrza mi się wzrok
skok
na schodach tłok
są tu tacy co tu stoją rok


Gdzieś tam jest coś
dzięki czemu nie trzeba się wysilać
gdzieś tam jest ktoś
dzięki komu nie trzeba się zabijać
Ale my jesteśmy tu
w krainie brudu
Po co wierzyć
jeśli za życia szykują Ci grób
bo w co wierzyć
jeśli obok Ciebie jest tylko kolejny trup
są martwi i martwi mnie to
że żywych już nie ma
każdego coś zżera
lub nałóg poniewiera


Kolejny krok
krok prosto w mrok
wyostrza mi się wzrok
skok
w pokoju tłok
są tu tacy co tu stoją rok


Stara wróżka miłość
za krzakiem lub w piwnicy
siedzi przestraszona

Brudna
Głucha
Niema

Zbyt często była postrzelona
lub z trzaskiem za drzwi
przez ludzi wyrzucona

Zaniedbana
Ślepa
Kaleka

Lecz jeszcze żyje
bo są wciąż tacy
którzy w jej imię giną
Cierpliwie czeka
bo jeszcze będzie jej chwila
Przyrzekam.


Kolejny krok
krok prosto w mrok
wyostrza mi się wzrok
skok
w piwnicy tłok
są tu tacy co tu stoją rok


Budują się świątynie
za nimi skryte cmentarze
Nikt nie powie Ci wprost
o swoim ukrytym zamiarze
Nikt nie powie że coś nie tak
no bo jak to?
jak?
pokażą Ci dom
ale nie wpuszczą do piwnicy
Kto chciałby czuć
smród stęchliznę wilgoć
Tam jest zbyt ciemno
a przecież
wszystkich przeraża mrok


Kolejny krok
krok prosto w mrok
wyostrza mi się wzrok
skok
Na ulicy tłok
są tu tacy co tu stoją rok


Gdy widzisz wypadek
jadąc swoim samochodem
zwalniasz i odwracasz głowę
żeby wszystko lepiej widzieć
Szukasz krwi
wypatrujesz martwych zmiażdżonych twarzy
obserwujesz potrzaskane szkło
i powgniatane majaczące blachy
Niechętnie jedziesz dalej
przecież to takie ciekawe
ciekawi mnie tylko
dlaczego nie patrzysz w oczy
chorym bezdomnym żebrakom
to już wydaje się być mniej ciekawe
Nie interesuje nas współczucie
jak wody potrzeba nam krwi
to właśnie my - ludzie.

niedziela, 15 marca 2009

Niebo (czarne chmury)









Ten cień
co wciąż przeraża
Ten gaz
co wciąż zaraża
Ten dźwięk
co wciąż wygraża
Ten świat
co wciąż zagraża


Noc rozgrzana księżycem
koloru purpury
Nie sposób zasnąć
w pamięci tortury
Nie żyję sam
za towarzyszy mam szczury
Straciłem swe życie
przede mną jeszcze większe góry
Mam już dość
nie jestem ponury

Ten cień
co wciąż przeraża
Ten gaz
co wciąż zaraża
Ten dźwięk
co wciąż wygraża
Ten świat
co wciąż zagraża


Dzień suchy do zachodu
to wszystko wina temperatury
Mam dziś kolejny cel
zachować młodość swej skóry
Jestem samotny
zjadłem wszystkie szczury
Niczego się nie nauczyłem
wpadam w kolejne dziury
Zbliża się koniec
na niebie czarne chmury

piątek, 6 marca 2009

Twarz (straszne oblicze)










Kim jest ta twarz
powiedz mi czy Ty na prawdę mnie znasz
Dlaczego wciąż prosto w oczy łgasz
Kogo Ty znowu grasz


Nie mogę spać - całodobowa straż
Od zmierzchu do świtu rozszerzone źrenice
na kolanach jestem i krzyczę
bąble po pokrzywach wypełniają naskórek
Potrzebny mi zestaw nowych komórek
bo stare mi gniją.
Grymas, Uśmiech, Smutek, Wyraz


Kim jest ta twarz
powiedz mi czy Ty na prawdę mnie znasz
Dlaczego wciąż prosto w oczy łgasz
Kogo Ty znowu grasz
Jaką niespodziankę dziś dla mnie masz


Nie mogę wstać - to przez bezsenne noce
Od zimna marzną mi powieki
Nie pomogą mi koce
zmarszczki po słońcu szpecą czoło
Potrzeba mi uśmiechu
chcę żeby znowu było wesoło
Spojrzenie, Strach, Spokój, Mina


Kim jest ta twarz
powiedz mi czy Ty na prawdę mnie znasz
Dlaczego wciąż prosto w oczy łgasz
Kogo Ty znowu grasz
Jaką niespodziankę dziś dla mnie masz
Mam wielką nadzieję że tym razem coś mi dasz...

środa, 25 lutego 2009

Przed "Zachodem"


Coraz większymi krokami, lub stronami bliża się do nas ( do Polski oczywiście ) najnowszy zbiór opowiadań Króla Grozy - Pana Stefanka, którego przedstawiać nie muszę. ( W razie wątpliwości któż to taki wyscrollujcie sobie na górną część strony, siedzi tam taki zamyślony Pan ). Moje oczekiwania względem ów zbiorku ( niestety, to najkrótsze wydanie opowiadań w dorobku Kinga ), liczącego sobie 12 nowych + 1 stare opowiadań są wielkie. A to dlatego, że swojego czasu czytałem tylko jego zbiory - nie powieści. A dlaczego? A dlatego, że opowiadanie można skończyć w jeden wieczór, nie trzeba spędzić kilkuset stron na poznanie bohaterów ( chociaż bardzo to lubię ), a mimo to angażuję się w dane opowiadanko totalnie. Poza wszystkim, opowiadania (w szczególności te Kinga) mają w sobie jakąś niedostrzegalną, ale wszędobylską magię. I nie mówię tu o Harrym Potterze, tylko o wirze. Wciąganiu, Wsysaniu w opowieść.
Do tej pory na rynku ukazały się 4 zbiory opowiadań Pana Stefanka - debiutancka "Nocna Zmiana" ( drapieżny, młodzieńczy pazur jest tu bardzo widoczny ) , "Szkieletowa Załoga" ( również drapieżny, jednak wydany dobrych 8 lat od NZ ), "Marzenia i koszmary" ( nie wypowiem się, bo nie miałem okazji czytać ) oraz "Wszystko jest względne" ( mój numer 1 wśród czytanych przeze mnie zbiorów )
Bo o ile dwa pierwsze tomiki były dobre, to bardzo nierówne. Więc ocena końcowa i jednego i drugiego oscylowała gdzieś w okolicach 6,5 .
Natomiast ostatni wydany zbiór był utrzymany na wysokim poziomie, równy i historie w nim zawarte w większości zdawały się być możliwe na prawdę.
Tak więc idąc tym tropem "Po zachodzie" ( ach ten polski wydawca ) zapowiada się na najmocniejszy zbiór. Dlatego też moje oczekiwania są tak wysokie.

Poniżej zamieszczam opis wydawcy :

Co byś zrobił gdyby twój świat w jednej chwili obrócił się do góry nogami? Oto trzynaście przykuwających uwagę opowieści o związkach z niespodziewanymi zwrotami. Uważaj czego sobie życzysz. Przeczytaj o akcie dobroci od obcych: "pracowników", którzy interweniują w obsesyjnych ćwiczeniach pewnego artysty w średnim wieku w 'Stationary Bike'; niespodziewanego gościa, niewidomej dziewczyny, której pocałunki ratują umierającego mężczyznę; głuchoniemego autostopowicza, który pomaga kierowcy poradzić sobie z romansem jego żony. Są tam też historie o obsesji i walce o władzę: 'Gingerbread Girl' biega i biega by pozbyć się bólu; dwóch sądziadów spierających się o ziemię dostaje się do 'Very Tight Place', a mężczyzna, który jest świadkiem przemocy domowej w 'Rest Stop' i chce interweniować, musi wejść w swą tożsamość jako pisarza kryminałów. Są też niespodziewane wydarzenia z zewnątrz, które wywracają świat ludzi do góry nogami: młoda para, David i Willa, których pociąg się wykoleił, szukają pocieszenia w pobliskim miasteczku - i grają muzykę z szafy grającej, już na zawsze; starsza para chce przerwać banalną monotonię czymś niezwykłym - tylko do momentu gdy staje się to faktem.

Planowana polska premiera : maj

Zatem, do maja... Zwłaszcza, że King poleca czytać ten zbiór po zachodzie słońca....

wtorek, 24 lutego 2009

Ego (puste kartki)









Przyszedł czas rozliczenia z tego
co mnie męczy jak zgaga
Powaga
Nic mi nie pomaga
to drażni jak zawyżona waga
jeśli wolisz - powiedz nadwaga
bo o to też chodzi
Nic mi nie wychodzi
nie powiem że "Nie szkodzi"
bo owszem.
Ale po kolei - parę spraw życie mi pierdzieli
Wena - raz jest a raz jej nie ma
trudna to kochanka
jak chce to przychodzi
jak nie - to odchodzi
Ostatnio zbyt rzadko coś udaje mi się spłodzić
i nie mówię o porodzie
to temat nie o wzwodzie
i nie mówmy o pogodzie
bo chcę nadać inny ton mej wypowiedzi
chcę zbadać co dokładnie we mnie siedzi
na to rada - od A do Z wszystko wyśledzić
bo po co bredzić
że niby są wyniki
a tak na prawdę zero kurwa z wykrzyknikiem
Pisanie, wydawanie, rymowanie, nagrywanie
sranie w banie i głupie gadanie
brak wiary i zapału
że do finału dochodzi się pomału
pierdolony sprinter ze mnie
choć biegam też niechętnie
każde przedsięwzięcie blednie
każdy pomysł już w mojej głowie więdnie
więc co tu mówić o realizacji
kiedy moje myśli mają czas stałych wakacji
i to w Ultra All Inclusive.
...........................................
Szlag, rymu do tego nie ma
choć może i jest, ale czy ja nie mówiłem
że dla wysiłku wolne zamówiłem?
( Tak )
Niech przede mną żadne światło nie zgaśnie
bo nienawidzę być w cieniu
kiedy inni śmietankę spijają
tacy co zwykle nic z siebie nie dają
zobaczysz wściekłość w moim spojrzeniu
Bo taki już jestem
Jak dobrze trafisz
to urażony artysta
jak źle
to finezyjny sadysta.


Kartka wciąż czysta
chwila moment i kartka jest krwista